Tylko z pozoru o możliwości udzielenia skutecznej pomocy prawnej tzw. frankowiczom zadecydował wzrost rat kredytu, wywołany skokiem wartości walut obcych (emblematycznego „franka”) na rynku. Niewątpliwie, droższa waluta obca, to droższa rata żądana przez bank, jednak mimo że problem umów kredytowych ujawnił się właśnie ze względu na „drożyznę” kredytu, to jego rozwiązanie zasadza się na możliwości postawienia bankowi zarzutu o stosowaniu niedozwolonych postanowień umownych lub wykazania nieważności umowy kredytowej.

W rzeczywistości zatem, o tym, czy „frankowicz” odzyska wpłacone raty, decyduje póki co nie jego dziura w portfelu a błędy banku w zawartej umowie kredytowej. Chodzi tu o dwa rodzaje kredytów – indeksowany i denominowany, w których klientowi bank oddał do dyspozycji nie franki (co uczyniłby gdyby strony zawarły tzw. kredyt walutowy) a złotówki, podlegające tylko co do kwoty stosownym wyliczeniom w oparciu o walutę obcą (przykładowego franka). Korzystnie dla kredytobiorców z punktu widzenia powodzenia procesu z bankiem, okazuje się, że w wielu przypadkach umowy przyznawały bankowi prawo do samodzielnego określenia zobowiązania, tj. bank mógł na przykład najpierw wycenić wartość przekazanego klientowi świadczenia (kwoty kredytu) a następnie wyliczać poszczególne raty kredytu, dokonując obliczeń według przyjętego przez siebie kursu walut. I to właśnie ten brak obiektywnego i jednoznacznego wzorca (owej miary) wyliczeń spłacanych rat na dzień zawarcia umowy kredytowej będzie przesądzał o tym, czy klient uwolni się od dotkliwego kredytu lub niekorzystnych różnic kursowych.

Według nieoficjalnych szacunków około 5% kredytobiorców zdecydowało się na złożenie pozwu przeciwko bankowi. Rośnie liczba orzeczeń korzystnych dla kredytobiorców-konsumentów.